wtorek, 1 stycznia 2013

Nowe życie II


Paringi: Dopiero się tworzą...
Part: II/?
Beta: Ina
Od autora: Przepraszam,że Was ostatnio zaniedbuję, ale postaram się poprawić ;w; Dziękuję bardzo mojej kochanej becie, która zawsze znajduje czas i dzielnie poprawia te moje wypociny <3 
Mam nadzieję że Wam się spodoba.
Enjoy.____________________________________________

                                                              Uruha
Co chwila spoglądałem na siedzącego obok mnie czarnowłosego chłopaka, który od czasu do czasu uśmiechał się pod nosem. Wciąż przeklinałem w duchu swoją dotychczas wypominaną mi przez Reitę "asertywność"
-Ugh...-Jęknąłem cicho, kiedy ponownie mną zarzuciło. Aoi prowadził jak wariat i przed chwilą o mało co nie rozjechał starszej kobiety, która była łudząco podobna do babci Akiry.  Chciałem zwrócić mu uwagę, jednak w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Nie zdążyłem przecież zapomnieć, że chłopak jest strasznie wybuchowy, a jego reakcji nie sposób przewidzieć.
Mam tylko nadzieję, że nie wrócimy z tej przejażdżki w czarnych workach. Mocniej zacisnąłem ręce na pasie, co nie uszło uwadze kierowcy.
-Przepraszam. Powinienem bardziej na ciebie uważać.-Usłyszałem jego cichy, lekko zachrypnięty głos. Odruchowo podniosłem głowę i napotkałem jego pełne troski spojrzenie.
-Lepiej patrz na drogę.- Powiedziałem cicho, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa. Skinął tylko głową i przyśpieszył, przez co wbiło w mnie w fotel. Przez następne kilkanaście minut nie odzywaliśmy się do siebie, chociaż przez całą drogę czułem na sobie jego przenikliwy wzrok. Bezmyślnie wpatrywałem się w widoki za oknem, w pewnym momencie zauważając, iż za chwilę wyjedziemy z miasta.
-Aoi?
-...
-Aoi!
-Hm? Wybacz, zamyśliłem się.-Powiedział i obdarował mnie jednym ze swoich firmowych, sztucznych uśmieszków, którego nie odwzajemniłem.
-Dokąd ty mnie wieziesz?-Miałem nadzieję, że głos zbytnio nie zadrżał mi, kiedy to mówiłem.
-Zobaczysz. Ale spokojnie, byliśmy tam. Jednakże to było wieki temu.-Znów spojrzał mi w oczy.
-Uru, ty się mnie boisz?- Dodał przerywając tę nieznośną ciszę.
Nie odpowiedziałem. Jedyne, co w tamtej chwili mogłem zrobić, to uciec wzrokiem. Przecież gdybym się go nie bał nie byłoby mnie tu. Ale czy aby na pewno?...
Znów mną szarpnęło i jakimś cudem uniknąłem zderzenia z przednią szybą. Cholera, czy on musi tak gwałtownie hamować?
Spojrzałem na niego. Cały czas lustrował mnie wzrokiem.
-Boisz się mnie?...-Bardziej stwierdził niż zapytał. Nawet nie wiem, kiedy jego twarz znalazła się tak blisko mojej.
-Yuu, co ty...
-Nie bój się.-Wyszeptał mi do ucha.-Przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę.-Musnął kącik moich ust, a moje ciało zareagowało od razu. Przymykając oczy, poczułem przyjemny dreszcz  przechodzący wzdłuż kręgosłupa.
-Prawie zapomniałem jak słodko się rumienisz.-Uśmiechnął się smutno.
Byłem rozdarty. Z jednej strony tak strasznie chciałem mu wierzyć, przytulić się, pocałować, obudzić koło niego po długiej i męczącej nocy. Chciałem tego wszystkiego, chociaż dobrze wiedziałem, że nie da  się cofnąć czasu, a uczucie, którym kiedyś się darzyliśmy, jest tylko miłym, jednak bolesnym wspomnieniem, zbyt świeżym by o nim mówić.
Musiałem się pogodzić z tym, że kolejne zapewnienia, nigdy nie znajdą pokrycia.
-Bo przecież ty zawsze łamiesz obietnice, prawda Yuu?- Powiedziałem przez zaciśnięte usta niemal bezgłośnie.
-Mówiłeś coś?-Spytał, kiedy ruszyliśmy.
Pokręciłem głową, prosząc o to, żebyśmy jakimś cudownym sposobem nie rozwalili się na następnym zakręcie.
Po jakiś 10 minutach Aoi zjechał na pobocze i zgasił silnik. Spojrzałem w okno. Mimo tego, że zrobiło się już całkiem ciemno, rozpoznałem to miejsce. Nie dając nic po sobie poznać wysiadłem z auta. Spróbowałem zrobić kilka kroków, jednak gdyby nie Shiroyama, który nagle znalazł się przy mnie, najpewniej zaliczyłbym kolejny upadek.
-Cholera.-Syknąłem cicho. Czemu ja zawsze muszę sobie coś zrobić?
-Boli cię?- Chłopak w dalszym ciągu mnie trzymał.
-Trochę.
 -W takim razie...-Jednym ruchem wziął mnie na ręce.
-Nie musisz.-Spojrzałem mu w oczy.
-Ale chcę.- Delikatnie musnął ustami mój policzek.
Szliśmy już dobre 15 minut w absolutnej ciszy, aż w końcu poprosiłem Aoi'ego, żeby mnie puścił. Zacząłem powoli iść, a właściwie kuśtykać, wciąż podtrzymywany przez mój dawny obiekt westchnień. Przystanęliśmy dopiero pod wielką sakurą, która kołysała się z każdym mocniejszym podmuchem wiatru.
Drgnąłem czując, jak Yuu obejmuje mnie w pasie.
-Pamiętasz to miejsce?-Jego oddech drażnił moją szyję.
 Jak mógłbym zapomnieć?
                                                                                ***
                                                                                Ruki
Po powrocie do domu, bez słowa poszedłem do swojego pokoju i trzasnąłem przez przypadek uderzając Sebu. Eh, trudno. Chciałem w końcu zaznać trochę spokoju w tym wielkim domu, a obecność psa na pewno nie ułatwiłaby mi tego.  Z niechęcią spojrzałem na zegar, który tak naprawdę był znienawidzonym przeze mnie budzikiem.
17:36... Hm...Czy matka mówiła, że znów musi zostać do późna? A może pojechała gdzieś z ojcem? Zakupy? Jeśli tak, to by znaczyło, że już kolejny raz o mnie zapomnieli. A zresztą...Pierdolę to.
Tylko potem niech nie oczekują, że będę się do nich odnosił z szacunkiem, skoro oni mają mnie gdzieś.
Z niechęcią wstałem i udałem się do łazienki odganiając przy tym psiaka. 
-Nie dzisiaj mały.-Mruknąłem cicho. Sebu chyba nawet mnie zrozumiał, bo wreszcie przestał plątać mi się pod nogami.
Nawilżyłem pace i najdelikatniej jak umiałem wyjąłem soczewki.
-Kurwa..-Syknąłem cicho widząc krwistoczerwone ślady wokół tęczówek. Jeśli tak dalej pójdzie to stracę wzrok już przed 30…
 Zamrugałem kilkakrotnie próbując odzyskać zdolność widzenia w drugim oku. Po kilku, a może kilkunastu minutach męczenia oka, stwierdziłem, że muszę sięgnąć po bardziej radykalne środki.
Wróciłem więc do pokoju i sięgnąłem do szafki wyjmując z niej o zgrozo… Okulary, które dostałem zaraz po tym, jak stwierdzono u mnie wadę wzroku, ale tylko na prawe oko. Wyglądałem w nich jak jakiś frajer albo, co gorsza kujon, którym w żadnym wypadku nie byłem. Po dłuższym wahaniu, odetchnąłem głęboko i założyłem to cholerstwo. W tamtej chwili naprawdę chciałem stłuc lustro, ale nie zrobiłem tego, stwierdzając, że bandaże niekoniecznie pasują do mojego wizerunku.
Zniechęcony opadłem bezwładnie na łóżko, po czym założyłem słuchawki.
Heh, drugi raz tego dnia przypomniała mi się moja babcia, która za każdym razem, gdy widziała mnie z tą „naroślą na uszach” robiła mi awanturę, uparcie twierdząc, że „zabijam sobie słuch”. Szczere mówiąc czasem mi jej brakuje…Odetchnąłem głęboko, wciąż wpatrując się w przestrzeń. Powoli zaczynało robić się ciemno, jednak dla mnie włącznik światła był stanowczo za daleko. Nie wiem ile czasu tak przeleżałem, lecz dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że leżę w całkowitych ciemnościach, wsłuchany w głos Ryuichi’ego. Znudzony do granic możliwości zacząłem szukać  telefonu, który znalazłem już po 5 minutach. Wybrałem numer do Kai’a, próbując nie przewrócić się, kiedy manewrowałem pomiędzy porozwalanymi na podłodze ubraniami i zeszytami. Odebrał po 3 sygnałach. -Tak, Ruki? -Skąd wiedziałeś, że to ja? – Prawie potknąłem się o jedną z książek. Wypadałoby tu w końcu posprzątać…-Hm, zastanówmy się…- Może, dlatego że podałeś mi swój numer? Poza tym znam Cię bardzo dobrze i pamiętam, iż nigdy nie uczysz się przed 22.-No tak…Wybacz, zapomniałem, że rozmawiam z Tanabe, a nie z jakimś pierwszym lepszym chłopakiem. Masz całkiem dobrą pamięć staruszku.- Zaśmialiśmy się. -Dokładnie. A tak w ogóle to, w jakiej sprawie do mnie dzwonisz?
-Chciałem Cię zapytać czy nie masz czasem ochoty do mnie wpaść.- Powiedziałem uwodzicielskim tonem.
-Yyyy, …Ale tak teraz? -Yhm. No, bo wiesz, w sumie mieszkam tylko dwie ulice dalej, a mi się tak straaasznie nudzi… -Jęknąłem znacząco.  -No sam nie wiem…Jutro kartkówka z arytmetyki…- Nie, nie powinieneś Kai i chyba nawet wiem, jak Ci to uświadomić…
-Oj, no proszę Cię! Kupię Ci 3 słoiki majonezu…
-….Będę za 15 minut.
-Tak? Świetnie!- Udawałem zaskoczonego, że jednak się zgodził.  Wreszcie dotarłem do tego pieprzonego włącznika.
-No to do zobaczenia.
-No, czekam! Rozłączyliśmy się.
Po parunastu minutach względnego sprzątania pokoju, usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu. No tak przecież, od kiedy pamiętam, Yutaka nie potrafił pukać jak normalny, cywilizowany człowiek. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na korytarz, chcąc rzucić się na kumpla, jak parę ładnych lat temu. Taki kiedyś był nasz sposób witania się, czasem bolesny, ale jednak nasz.
Stanąłem jak wryty, a uśmiech towarzyszący mi przez ostatnie dwadzieścia  minut zniknął.
Koło drzwi wejściowych stał nie kto inny, tylko Reita, a koło niego moja matka i jakaś kobieta.
Blondyn posłał mi kpiący uśmieszek.
-Co Ty tutaj do cholery robisz?- Zwróciłem się do niego, niemalże krzycząc.
                                                                     ***
                                                                   Uruha
Było zimno, ciemno, a dodatkowo właśnie rozpętała się burza. Byłem cały przemoczony i bałem się. Cholera, bardzo się bałem…
Zacząłem trząść się z zimna, jednak wciąż wpatrywałem się w postać ciemnowłosego chłopaka, który łaskawie się zatrzymał.
-Co ty powiedziałeś?- Spytał, powoli się odwracając.
-Kocham cię.- Powiedziałem ledwo słyszalnie i spuściłem głowę. Nogi pomału odmawiały mi posłuszeństwa, więc postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
-Kocham cię Yuu! Nie rozumiesz?! Kocham..-Krzyknąłem zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałem na Shiroyamę przez łzy.
-Kocham cię…-Upadłem na kolana, czując, że nie dam rady dłużej stać.
-Kou-chan…- Nawet nie wiem, kiedy znalazł się przy mnie. Bez słowa rzuciłem się mu na szyję, tak jak to miałem w zwyczaju.
-Kouyou, nie płacz. Naprawdę muszę..
-Nic nie musisz…- Warknąłem, mocniej do niego przylegając. Odetchnął głęboko.
-To nie tak, że nie chcę… Ale dobrze wiesz, że nie możemy. – Poczułem jak uspokajająco głaszcze mnie po plecach.
-Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.-Syknąłem, czując kolejne łzy, spływające mi po policzkach.
-Bo nie sądziłem, że to tak na poważnie…
Odsunąłem się gwałtownie, prawie go odpychając. Dopiero wtedy do mnie dotarło. On cały czas myślał, że to tylko przelotne uczucie. Traktował mnie jak zabawkę. Pozwolił, żebym się w nim zakochał, podczas gdy doskonale wiedział, że..
-Uruha? Chciał odgarnąć mi grzywkę z oczu, ale odtrąciłem jego dłoń w połowie drogi.
-Dobrze, idź. Droga wolna. Skoro ty…A zresztą, nieważne. Po prostu idź już. –Miałem nadzieję, iż deszcz zdołał ukryć moje łzy. Nie chciałem okazać słabości, już nie.
-Skoro, co?- Zapytał, krzyżując ręce na piesi. Czy nawet w takim momencie, nie potrafił odpuścić? Odetchnąłem głośno.
-Skoro ty nic nie czujesz, to nie widzę sensu, żebyś zostawał. Nic cię tu nie trzyma. Myślałem, że twoje uczucia względem mnie są szczere, ale najwidoczniej przeliczyłem się. Przepraszam, zapomnij o tym, co mówiłem.- Próbowałem zignorować ścisk w gardle, jednak on cały czas przybierał na sile. Nie mogłem nawet na niego spojrzeć, bojąc się, że zrobię coś, czego potem będę żałować.
-Błagam, idź już. -Wychrypiałem cicho.-Nie chcę cię ju…
Shiroyama przerwał mój monolog zaborczym pocałunkiem. Był krótki, ale wystarczający, żeby moje serce znów przyśpieszyło, a policzki oblał rumieniec.
-Dalej uważam, że nie powinniśmy.- Powiedział, patrząc mi w oczy.
-Też tak sądzę.- Na powrót złączyłem nasze usta.

                                                                        ***
-Nie pamiętam.-Powiedziałem chłodno. Nie po to dusiłem to uczucie przez cały ten czas, żeby teraz dać mu upust.
-A może to tutaj zafundowałeś Saki'emu kulkę w łeb?!-Krzyknąłem.
Chwilę później leżałem na ziemi, trzymając się za czerwony policzek. 


                                                                         ***

                                                                    T.B.C.


Napiszcie proszę jaki paring byście chcieli w tym opku ^^