wtorek, 30 lipca 2013

Your heart will die with me VIII

Paring:AoixUruha
Part:VIII/?

Od autora:Przede wszystkim chcę podziękować wszystkim,którzy komentują i zaglądają na bloga.~ Dziękuję,tym dajecie mi wielką motywacje<3 
Tym razem będzie krótko z powodu braku weny,ale mimo wszystko mam cichą nadzieję,że Wam się spodoba.
~Enjoy.




Trzask.
 Mój telefon właśnie wylądował na podłodze,natychmiast milknąc. Przytulony do poduszki,miałem właśnie powrócić w objęcia Morfeusza,jednak część mojej świadomości miała inne plany...
-Cholera...-Mruknąłem  i poderwałem się z łóżka. Przez wczorajsze wydarzenia zupełnie zapomniałem o próbie zespołu.
 Pobiegłem do łazienki,wziąłem szybki prysznic,ułożyłem włosy,zrobiłem makijaż i ubrałem czarne spodnie i białą koszulę,która zawsze podobała się Kouyou. Wziąłem głęboki wdech i wybiegłem z mieszkania. Na szczęście gitarę i cały sprzęt miałem w samochodzie,wystarczyło tylko odpalić i ruszyć.Pozostawało mi jedynie nie zgubić się,jadąc do domu naszego leadera i uniknąć legendarnych tokijskich korków...

Po godzinie dotarłem na miejsce i zacząłem wypakowywać cały sprzęt. Gdy byłem gotowy,podbiegłem do wielkich drzwi i zacząłem energicznie pukać. Miałem nadzieje,że Kai wybaczy mi to drobne spóźnienie...
Drzwi powoli uchyliły się, a za nimi ukazał się ten mały diabeł.
-O...Aoi! A ty nie z Uruhą?
-Cześć Ru,też miło cię widzieć.-Warknąłem i wszedłem do środka.
-Hej Yuu,dobrze,że już jesteś. Czekaliśmy tylko na ciebie.-Yutaka uśmiechnął się,pokazując swoje urocze dołeczki i pomógł mi zanieść wszystko do piwnicy. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu,szukając tej jednej osoby.
-Kouyou...-Coś we mnie pękło,gdy zobaczyłem w jaki sposób uśmiecha się do basisty.
-Cześć Shiro,dobrze,że jesteś!-Akira uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i pomachał. Mruknąłem coś w odpowiedzi.
Cały czas czułem na sobie wzrok Uruhy,ale gdy się obróciłem on uparcie wpatrywał się w podłogę. Coraz bardziej wystawiał moje nerwy na próbę.
-No dobra,ruszcie te leniwe tyłki i gramy!-Zarządził perkusista,gdy skończył oglądać Takę,który najwyraźniej myślał też o karierze cyrkowej,skacząc ze schodów i lądując z hukiem na ziemi.
Po nastrojeniu gitar i basu,zaczęliśmy próbę. Próbowałem się skupić,lecz cały czas wodziłem wzrokiem za Uruhą. Jego pięknych oczach,ustach,nogach...
-Shiroyama!-Nawet nie wiem kiedy Kai znalazł się koło mnie.
-Stary,co się z tobą dzieje? Chory jesteś?-Przyłożył mi rękę do czoła.
-Tak...Znaczy nie! Nie,oczywiście,że nie! Zamyśliłem się...
-Pewnie obmyśla plan jak zaciągnąć Ślicznego do łóżka.-Usłyszałem za sobą śmiech Matsumoto i szmaciarza. Zaśmiałem się nerwowo i spojrzałem na Shimę.
Czy on zamierza...
-Ała! Czy tobie już do reszty padło na mózg?! Za dużo słoneczka?!-Ruki trzymał się za krwawiący nos,a drugą ręką próbował odepchnąć od siebie wściekłego gitarzystę. Uru zamachnął się po raz drugi,ale na szczęście Reita zdołał odepchnąć go od zakrwawionego wokalisty. Powoli podszedłem do leżącego na podłodze Uruhy i podałem mu rękę,którą natychmiast odtrącił. Wstał i obdarzając nas wszystkich pogardliwym spojrzeniem,wybiegł z piwnicy.
-Ej! Wracaj tu!-Leader-sama zaczął biec za nim i krzyczeć,żeby się zatrzymał.
-Nic ci nie jest?-Zwróciłem się teraz do Takanori'go,który z pomocą Rei'a próbował zahamować krwotok.
-Przeżyję.-Mruknął cicho i spróbował się uśmiechnąć,chociaż jego twarz była wykrzywiona w bólu.
Kiwnąłem głową i włożyłem gitarę do pokrowca.
-Koniec próby,możecie iść. Ruki, ty zostań,zawiozę cię do szpitala. Mógł złamać ci nos...
Odwróciłem się w stronę Tanabe,który uważnie przyglądał się poszkodowanemu. Przeszył mnie dreszcz kiedy chłopak ruszył w moją stronę. Trudno było mi określić czy jest wściekły czy nie,ale było widać jak na doni,że targają nim silne emocje.
-Nie wiem co się stało i nie chcę wiedzieć,ale nie życzę sobie więcej takich sytuacji. A jeśli się zdarzą,to będziemy musieli pożegnać się z jednym z waszej dwójki.Rozumiemy się?-Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Hai.-Kiwnąłem głową.  Kai czasami naprawdę mnie przerażał...
Czując,że moja obecność była całkowicie zbędna,zabrałem wszystkie swoje rzeczy i wyszedłem.
Po godzinie i dwóch,spędzonych w gigantycznym korku,znalazłem się pod drzwiami mojego mieszkania. Już chciałem opróżniać całą zawartość moich kieszeni i torby w poszukiwaniu klucza.gdy zauważyłem ,że drzwi są lekko uchylone.
Uruha? Nie,niemożliwe... Więc kto? Kto był na tyle głupi,by chcieć mnie okraść? Przecież nie miałem nic,co zainteresowałoby potencjalnego włamywacza.
Pchnąłem drzwi i  cicho wszedłem do środka. Miałem przy sobie tylko parasol,który w moich rękach mógł stać się niezwykle przydaną bronią. Ściskając przedmiot w dłoniach,na palcach udałem się do kuchni,lecz tak jak w salonie ,nie zastałem tam nikogo.
Prawie dostałem zawału,kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Nie wiele myśląc,odwróciłem się i wymierzyłem w przeciwnika parasolem. Włamywacz zachichotał i spojrzał na mnie swoimi wielkimi,czarnymi oczami,spod wachlarzu długich rzęs.
-Oj Yuu,jesteś zabawny jak zawsze.Nic się nie zmieniłeś!
Powoli opuściłem parasol,patrząc z niedowierzaniem na  uśmiechniętą dziewczynę.
-Yu...Riko? Ale co ty...Jak?.. I kiedy ty tu wesz..-Przyłożyła mi palec do ust.
-Dałeś mi klucze.Nie pamiętasz?-Spojrzała na mnie rozbawiona. Pacnąłem się w czoło.
-Rzeczywiście. Przepraszam,myślałem,że ktoś właśnie wynosi mi meble z mieszania.-Podrapałem się w tył głowy. Jej melodyjny śmiech rozniósł się po całym pokoju.
-To czym zawdzięczam sobie tę wizytę?-Rzuciłem niby od niechcenia i usiadłem na kanpie. Yuriko zajęła miejsce obok.
-Nie przeczytałeś mojego listu? A może ten transwestyta...
-Kouyou. Ma na imię Kouyou.
-Kouyou...-Powtórzyła cicho.-Kouyou ci go nie dał? Przecież go prosiłam...A może to ty nie miałeś czasu,żeby...
-Przeczytałem.-Skłamałem,żeby tylko skończyła dochodzenie.
-Świetnie! W takim razie pojedziesz do hotelu po resztę moich rzeczy kochanie!-Klasnęła w dłonie.
-Resztę...Rzeczy?-Spojrzałem na nią pytająco.
-Jeżeli mamy razem mieszkać to przecież muszę mieć kilka swoich ciuszków,ne?-Rozejrzała się.-Jednak jeśli mam być szczera to mogłeś pomyśleć nad kupnem większego mieszkania. Yuu,możesz już jechać ?-Spojrzała na mnie zniecierpliwiona.
-Riko,uspokój się!-Nie wytrzymałem nerwowo.
-Musimy porozmawiać.Wyjaśnić sobie to wszystko.-Dodałem szybko,kiedy otwierała usta,żeby zacząć prawić mi kazania. Ostatecznie zgodziła się,choć nie obyło się bez marudzenia i wydziwiania,że najlepiej rozmawia się przy  kawie.
Po dwóch godzinach monologu Yuriko dowiedziałem się,że uświadomiła sobie jak bardzo mnie kocha dopiero gdy mnie zabrakło,a wróciła bo się stęskniła i chciałaby ze mną zamieszkać. Z Uruhą spotkała się tylko raz,a że był miły i zaprosił ją na herbatę,opowiedziała mu wszystko niemal tak dokładnie jak mnie.
-Yuu-kun?-Jej piskliwy głosik wyrwał mnie z zamyślenia. Odetchnąłem głośno.
-Możesz zostać na kilka dni,ale tylko ze względu na to,co kiedyś było między nami.-Powiedziałem głosem wypranym z emocji i kompletnie ignorując przytulającą się do mnie dziewczynę wstałem i wyszedłem.
Postanowiłem dla świętego spokoju pojechać po jej bagaże pod wskazany adres.
W drodze powrotnej wstąpiłem do pobliskiego baru. Musiałem jakoś odreagować wydarzenia z ostatnich dwóch dni. Wprawdzie nie powinienem pić,a potem prowadzić samochodu,ale nie przejmowałem się ewentualną interwencją policji. Gdyby mnie zatrzymali,wyświadczyliby mi tylko ogromną przysługę;nie musiałbym wracać do tej wiedźmy. Podszedłem do baru i zamówiłem whisky z Colą. Rozejrzałem się. Koło mnie siedziała jakaś roześmiana parka,za nimi osobnik przywodzący na myśl Yakuzę,z drugiej strony mocno wstawiona gyaru,a parę metrów za nią palący chłopak z lekko rudawymi i rozczochranymi włosami,którego nie sposób było pomylić z kimś innym. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jednak kłamał,że rzucił palenie.
Zamówiłem jeszcze jednego drinka,którego kazałem dostarczyć ślicznemu szatynowi. Barman uśmiechnął się i posłusznie spełnił moją prośbę. Odetchnąłem z ulgą,kiedy chłopak przytknął szklankę do ust i spojrzał w moją stronę. Przez chwile patrzyliśmy sobie oczy. Jego spojrzenie było zupełnie obojętne, jak gdyby widział mnie pierwszy raz w życiu. Gdy wypił,wstał powoli i zrobił pierwszy,bardzo niepewny krok. Podszedłem do niego i pomimo jego protestów mocno chwyciłem go w pasie. Był do reszty przesiąknięty zapachem alkoholu i papierosów,a bladość jego skóry podkreślała sine cienie pod oczami i nadawała mu nieco wampirzy wyglądu.
-Shima,coś ty ze sobą zrobił?-Szepnąłem i mocno go przytuliłem. Zastanawiałem się jak można doprowadzić się do takiego stanu w kilka godzin. Poczułem jak zaczyna się wyrywać i krzyczeć,ale muzyka skutecznie go zagłuszała. Przyciągnąłem go do siebie tak blisko,że nasze usta dzieliło zaledwie parę centymetrów.
-Yuu przestań!-Zaczął mnie odpychać. Zignorowałem.
Nie interesowała mnie już treść wypowiadanych przez niego słów,powoli zbliżałem się do tańczącego tłumu,uparcie ciągnąc za sobą Kouyou.
-Aoi debi...
Zatkałem mu usta ręką i cierpliwie czekałem aż się uspokoi. Po paru minutach odetchnął głęboko i obdarzył mnie pijackim uśmiechem.
-Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju? A może nie chcesz?-Zaczął się śmiać.
-Jesteś pijany.Odwiozę cię do domu.-Powiedziałem stanowczo i znów do niego przylgnąłem. Zapach fajek i wódki mieszał się ze sobą,powodując potworne nudności,jednak ciepło bijące od jego ciała było tak przyjemne,że nie potrafiłem się odsunąć. Zacząłem powoli kołysać się w rytm muzyki,a łaskotki sprawiły,że mój partner niechętnie i nieco niezdarnie powtarzał moje ruchy. Wykorzystując fakt,że jest kompletnie pijany,powoli zjechałem rękami na jego pośladki. Cichy jęk spowodowany moim dotykiem jeszcze bardziej rozbudził we mnie potrzebę bliskości Kouyou. Kierowany pożądaniem odważyłem się przytknąć usta do jego szyi.  Miał taką delikatną skórę...
Składałem na niej coraz odważniejsze pocałunki. Częściowo straciłem nad sobą kontrolę.Jego westchnienia tylko zachęcały do dalszych pieszczot.
Tylko dlaczego jakaś mała cześć mnie krzyczała,że robię mu krzywdę?
Takashima,któremu najwyraźniej kręciło się w głowie,chwytał się mnie desperacko,nie mogąc zapanować nad swoim ciałem. Przegrał z alkoholem,a teraz robił wszystko,żeby nie upaść. Wtedy obraz idealnego Uruhy o lekko zaczerwienionych policzkach zaczął się rozpływać,a jego miejsce zajęła bolesna rzeczywistość,ukazując pijany wrak chłopaka.
-Odwiozę cię do domu.-Powtórzyłem  i wyprowadziłem go z klubu. Ledwie wyszliśmy,a Uruha upadł na kolana i zaczął wymiotować. Kiedy skończył,delikatnie wpakowałem go na tyle siedzenia mojego samochodu. Zanim ruszyliśmy,spojrzałem na niego w lusterku,aby upewnić się,że przetrwa tę podróż.
Zasnął. Nawet zmęczeniu malującym się na jego twarzy nie udało się naruszyć jego naturalnego piękna
Niechętnie odwróciłem wzrok i ruszyłem.
Może jeszcze nie wszystko stracone.