wtorek, 30 lipca 2013

Your heart will die with me VIII

Paring:AoixUruha
Part:VIII/?

Od autora:Przede wszystkim chcę podziękować wszystkim,którzy komentują i zaglądają na bloga.~ Dziękuję,tym dajecie mi wielką motywacje<3 
Tym razem będzie krótko z powodu braku weny,ale mimo wszystko mam cichą nadzieję,że Wam się spodoba.
~Enjoy.




Trzask.
 Mój telefon właśnie wylądował na podłodze,natychmiast milknąc. Przytulony do poduszki,miałem właśnie powrócić w objęcia Morfeusza,jednak część mojej świadomości miała inne plany...
-Cholera...-Mruknąłem  i poderwałem się z łóżka. Przez wczorajsze wydarzenia zupełnie zapomniałem o próbie zespołu.
 Pobiegłem do łazienki,wziąłem szybki prysznic,ułożyłem włosy,zrobiłem makijaż i ubrałem czarne spodnie i białą koszulę,która zawsze podobała się Kouyou. Wziąłem głęboki wdech i wybiegłem z mieszkania. Na szczęście gitarę i cały sprzęt miałem w samochodzie,wystarczyło tylko odpalić i ruszyć.Pozostawało mi jedynie nie zgubić się,jadąc do domu naszego leadera i uniknąć legendarnych tokijskich korków...

Po godzinie dotarłem na miejsce i zacząłem wypakowywać cały sprzęt. Gdy byłem gotowy,podbiegłem do wielkich drzwi i zacząłem energicznie pukać. Miałem nadzieje,że Kai wybaczy mi to drobne spóźnienie...
Drzwi powoli uchyliły się, a za nimi ukazał się ten mały diabeł.
-O...Aoi! A ty nie z Uruhą?
-Cześć Ru,też miło cię widzieć.-Warknąłem i wszedłem do środka.
-Hej Yuu,dobrze,że już jesteś. Czekaliśmy tylko na ciebie.-Yutaka uśmiechnął się,pokazując swoje urocze dołeczki i pomógł mi zanieść wszystko do piwnicy. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu,szukając tej jednej osoby.
-Kouyou...-Coś we mnie pękło,gdy zobaczyłem w jaki sposób uśmiecha się do basisty.
-Cześć Shiro,dobrze,że jesteś!-Akira uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i pomachał. Mruknąłem coś w odpowiedzi.
Cały czas czułem na sobie wzrok Uruhy,ale gdy się obróciłem on uparcie wpatrywał się w podłogę. Coraz bardziej wystawiał moje nerwy na próbę.
-No dobra,ruszcie te leniwe tyłki i gramy!-Zarządził perkusista,gdy skończył oglądać Takę,który najwyraźniej myślał też o karierze cyrkowej,skacząc ze schodów i lądując z hukiem na ziemi.
Po nastrojeniu gitar i basu,zaczęliśmy próbę. Próbowałem się skupić,lecz cały czas wodziłem wzrokiem za Uruhą. Jego pięknych oczach,ustach,nogach...
-Shiroyama!-Nawet nie wiem kiedy Kai znalazł się koło mnie.
-Stary,co się z tobą dzieje? Chory jesteś?-Przyłożył mi rękę do czoła.
-Tak...Znaczy nie! Nie,oczywiście,że nie! Zamyśliłem się...
-Pewnie obmyśla plan jak zaciągnąć Ślicznego do łóżka.-Usłyszałem za sobą śmiech Matsumoto i szmaciarza. Zaśmiałem się nerwowo i spojrzałem na Shimę.
Czy on zamierza...
-Ała! Czy tobie już do reszty padło na mózg?! Za dużo słoneczka?!-Ruki trzymał się za krwawiący nos,a drugą ręką próbował odepchnąć od siebie wściekłego gitarzystę. Uru zamachnął się po raz drugi,ale na szczęście Reita zdołał odepchnąć go od zakrwawionego wokalisty. Powoli podszedłem do leżącego na podłodze Uruhy i podałem mu rękę,którą natychmiast odtrącił. Wstał i obdarzając nas wszystkich pogardliwym spojrzeniem,wybiegł z piwnicy.
-Ej! Wracaj tu!-Leader-sama zaczął biec za nim i krzyczeć,żeby się zatrzymał.
-Nic ci nie jest?-Zwróciłem się teraz do Takanori'go,który z pomocą Rei'a próbował zahamować krwotok.
-Przeżyję.-Mruknął cicho i spróbował się uśmiechnąć,chociaż jego twarz była wykrzywiona w bólu.
Kiwnąłem głową i włożyłem gitarę do pokrowca.
-Koniec próby,możecie iść. Ruki, ty zostań,zawiozę cię do szpitala. Mógł złamać ci nos...
Odwróciłem się w stronę Tanabe,który uważnie przyglądał się poszkodowanemu. Przeszył mnie dreszcz kiedy chłopak ruszył w moją stronę. Trudno było mi określić czy jest wściekły czy nie,ale było widać jak na doni,że targają nim silne emocje.
-Nie wiem co się stało i nie chcę wiedzieć,ale nie życzę sobie więcej takich sytuacji. A jeśli się zdarzą,to będziemy musieli pożegnać się z jednym z waszej dwójki.Rozumiemy się?-Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Hai.-Kiwnąłem głową.  Kai czasami naprawdę mnie przerażał...
Czując,że moja obecność była całkowicie zbędna,zabrałem wszystkie swoje rzeczy i wyszedłem.
Po godzinie i dwóch,spędzonych w gigantycznym korku,znalazłem się pod drzwiami mojego mieszkania. Już chciałem opróżniać całą zawartość moich kieszeni i torby w poszukiwaniu klucza.gdy zauważyłem ,że drzwi są lekko uchylone.
Uruha? Nie,niemożliwe... Więc kto? Kto był na tyle głupi,by chcieć mnie okraść? Przecież nie miałem nic,co zainteresowałoby potencjalnego włamywacza.
Pchnąłem drzwi i  cicho wszedłem do środka. Miałem przy sobie tylko parasol,który w moich rękach mógł stać się niezwykle przydaną bronią. Ściskając przedmiot w dłoniach,na palcach udałem się do kuchni,lecz tak jak w salonie ,nie zastałem tam nikogo.
Prawie dostałem zawału,kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Nie wiele myśląc,odwróciłem się i wymierzyłem w przeciwnika parasolem. Włamywacz zachichotał i spojrzał na mnie swoimi wielkimi,czarnymi oczami,spod wachlarzu długich rzęs.
-Oj Yuu,jesteś zabawny jak zawsze.Nic się nie zmieniłeś!
Powoli opuściłem parasol,patrząc z niedowierzaniem na  uśmiechniętą dziewczynę.
-Yu...Riko? Ale co ty...Jak?.. I kiedy ty tu wesz..-Przyłożyła mi palec do ust.
-Dałeś mi klucze.Nie pamiętasz?-Spojrzała na mnie rozbawiona. Pacnąłem się w czoło.
-Rzeczywiście. Przepraszam,myślałem,że ktoś właśnie wynosi mi meble z mieszania.-Podrapałem się w tył głowy. Jej melodyjny śmiech rozniósł się po całym pokoju.
-To czym zawdzięczam sobie tę wizytę?-Rzuciłem niby od niechcenia i usiadłem na kanpie. Yuriko zajęła miejsce obok.
-Nie przeczytałeś mojego listu? A może ten transwestyta...
-Kouyou. Ma na imię Kouyou.
-Kouyou...-Powtórzyła cicho.-Kouyou ci go nie dał? Przecież go prosiłam...A może to ty nie miałeś czasu,żeby...
-Przeczytałem.-Skłamałem,żeby tylko skończyła dochodzenie.
-Świetnie! W takim razie pojedziesz do hotelu po resztę moich rzeczy kochanie!-Klasnęła w dłonie.
-Resztę...Rzeczy?-Spojrzałem na nią pytająco.
-Jeżeli mamy razem mieszkać to przecież muszę mieć kilka swoich ciuszków,ne?-Rozejrzała się.-Jednak jeśli mam być szczera to mogłeś pomyśleć nad kupnem większego mieszkania. Yuu,możesz już jechać ?-Spojrzała na mnie zniecierpliwiona.
-Riko,uspokój się!-Nie wytrzymałem nerwowo.
-Musimy porozmawiać.Wyjaśnić sobie to wszystko.-Dodałem szybko,kiedy otwierała usta,żeby zacząć prawić mi kazania. Ostatecznie zgodziła się,choć nie obyło się bez marudzenia i wydziwiania,że najlepiej rozmawia się przy  kawie.
Po dwóch godzinach monologu Yuriko dowiedziałem się,że uświadomiła sobie jak bardzo mnie kocha dopiero gdy mnie zabrakło,a wróciła bo się stęskniła i chciałaby ze mną zamieszkać. Z Uruhą spotkała się tylko raz,a że był miły i zaprosił ją na herbatę,opowiedziała mu wszystko niemal tak dokładnie jak mnie.
-Yuu-kun?-Jej piskliwy głosik wyrwał mnie z zamyślenia. Odetchnąłem głośno.
-Możesz zostać na kilka dni,ale tylko ze względu na to,co kiedyś było między nami.-Powiedziałem głosem wypranym z emocji i kompletnie ignorując przytulającą się do mnie dziewczynę wstałem i wyszedłem.
Postanowiłem dla świętego spokoju pojechać po jej bagaże pod wskazany adres.
W drodze powrotnej wstąpiłem do pobliskiego baru. Musiałem jakoś odreagować wydarzenia z ostatnich dwóch dni. Wprawdzie nie powinienem pić,a potem prowadzić samochodu,ale nie przejmowałem się ewentualną interwencją policji. Gdyby mnie zatrzymali,wyświadczyliby mi tylko ogromną przysługę;nie musiałbym wracać do tej wiedźmy. Podszedłem do baru i zamówiłem whisky z Colą. Rozejrzałem się. Koło mnie siedziała jakaś roześmiana parka,za nimi osobnik przywodzący na myśl Yakuzę,z drugiej strony mocno wstawiona gyaru,a parę metrów za nią palący chłopak z lekko rudawymi i rozczochranymi włosami,którego nie sposób było pomylić z kimś innym. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jednak kłamał,że rzucił palenie.
Zamówiłem jeszcze jednego drinka,którego kazałem dostarczyć ślicznemu szatynowi. Barman uśmiechnął się i posłusznie spełnił moją prośbę. Odetchnąłem z ulgą,kiedy chłopak przytknął szklankę do ust i spojrzał w moją stronę. Przez chwile patrzyliśmy sobie oczy. Jego spojrzenie było zupełnie obojętne, jak gdyby widział mnie pierwszy raz w życiu. Gdy wypił,wstał powoli i zrobił pierwszy,bardzo niepewny krok. Podszedłem do niego i pomimo jego protestów mocno chwyciłem go w pasie. Był do reszty przesiąknięty zapachem alkoholu i papierosów,a bladość jego skóry podkreślała sine cienie pod oczami i nadawała mu nieco wampirzy wyglądu.
-Shima,coś ty ze sobą zrobił?-Szepnąłem i mocno go przytuliłem. Zastanawiałem się jak można doprowadzić się do takiego stanu w kilka godzin. Poczułem jak zaczyna się wyrywać i krzyczeć,ale muzyka skutecznie go zagłuszała. Przyciągnąłem go do siebie tak blisko,że nasze usta dzieliło zaledwie parę centymetrów.
-Yuu przestań!-Zaczął mnie odpychać. Zignorowałem.
Nie interesowała mnie już treść wypowiadanych przez niego słów,powoli zbliżałem się do tańczącego tłumu,uparcie ciągnąc za sobą Kouyou.
-Aoi debi...
Zatkałem mu usta ręką i cierpliwie czekałem aż się uspokoi. Po paru minutach odetchnął głęboko i obdarzył mnie pijackim uśmiechem.
-Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju? A może nie chcesz?-Zaczął się śmiać.
-Jesteś pijany.Odwiozę cię do domu.-Powiedziałem stanowczo i znów do niego przylgnąłem. Zapach fajek i wódki mieszał się ze sobą,powodując potworne nudności,jednak ciepło bijące od jego ciała było tak przyjemne,że nie potrafiłem się odsunąć. Zacząłem powoli kołysać się w rytm muzyki,a łaskotki sprawiły,że mój partner niechętnie i nieco niezdarnie powtarzał moje ruchy. Wykorzystując fakt,że jest kompletnie pijany,powoli zjechałem rękami na jego pośladki. Cichy jęk spowodowany moim dotykiem jeszcze bardziej rozbudził we mnie potrzebę bliskości Kouyou. Kierowany pożądaniem odważyłem się przytknąć usta do jego szyi.  Miał taką delikatną skórę...
Składałem na niej coraz odważniejsze pocałunki. Częściowo straciłem nad sobą kontrolę.Jego westchnienia tylko zachęcały do dalszych pieszczot.
Tylko dlaczego jakaś mała cześć mnie krzyczała,że robię mu krzywdę?
Takashima,któremu najwyraźniej kręciło się w głowie,chwytał się mnie desperacko,nie mogąc zapanować nad swoim ciałem. Przegrał z alkoholem,a teraz robił wszystko,żeby nie upaść. Wtedy obraz idealnego Uruhy o lekko zaczerwienionych policzkach zaczął się rozpływać,a jego miejsce zajęła bolesna rzeczywistość,ukazując pijany wrak chłopaka.
-Odwiozę cię do domu.-Powtórzyłem  i wyprowadziłem go z klubu. Ledwie wyszliśmy,a Uruha upadł na kolana i zaczął wymiotować. Kiedy skończył,delikatnie wpakowałem go na tyle siedzenia mojego samochodu. Zanim ruszyliśmy,spojrzałem na niego w lusterku,aby upewnić się,że przetrwa tę podróż.
Zasnął. Nawet zmęczeniu malującym się na jego twarzy nie udało się naruszyć jego naturalnego piękna
Niechętnie odwróciłem wzrok i ruszyłem.
Może jeszcze nie wszystko stracone.

czwartek, 4 lipca 2013

Your heart will die with me VII

Paring: AoixUruha
Part: VII/?
Od autora: Nareszcie kolejna część...Przepraszam,że tak długo, ale wena mnie opuściła i zupełnie nie wiedziałam jak dalej pociągnąć ten wątek. Z dedykacją dla Midziak'a, bo bardzo pomogła mi w napisaniu tego.
Miłego czytania  (^w^)
________________________________________________________________________


- Uru wyłaź! - Wrzasnąłem po raz kolejny, dobijając się do drzwi
łazienki. Oczywiście rozumiałem, że moja księżniczka ma swoje
potrzeby, ale siedzenia tam od dwóch godzin to chyba lekka przesada?
Mi przyszykowanie się zajęło jakieś 15 minut, więc co on tam do diabła
robi tyle czasu?!
- Eh... Chyba nigdy nie zrozumiem "kobiet". - Westchnąłem głośno,
czekając kolejne 10 minut. Niestety, dalej okupował moją łazienkę.
Lekko podirytowany już tą sytuacją, zacząłem siłować się z klamką,
grożąc wyważeniem drzwi, jeśli nie ruszy swoich szanownych czterech
liter w ciągu pięciu minut.
- Ok, jak chcesz.. Idę sam! - Krzyknąłem zrezygnowany, gdy nawet moje
groźby nie zrobiły na nim wrażenia. Ubierałem właśnie kurtkę, gdy coś
przylgnęło do moich pleców.
- Kouyou? - Bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. W odpowiedzi mruknął
cicho i dalej się przytulał.
- Kouyou musimy już iść... Jesteśmy już spóźnieni. - Odwróciłem się do
niego i... Zatkało mnie. Widok jaki sobą prezentował zapierał dech w
piersi. Miał lekko rozczochrane włosy i ostry makijaż, wręcz
hipnotyzował swoim wyglądem.
- Aoi? - Spojrzał na mnie spod przydługiej grzywki. - Wszystko w
porządku? - Poczułem jego delikatną dłoń na swoim policzku.
- W jak najlepszym... - Przyciągnąłem szatyna do siebie i mocno go
przytuliłem, zaciągając się jego zapachem niczym narkoman.
- Pięknie wyglądasz. Jak zawsze zresztą. - Wyszeptałem mu do ucha i
przygryzłem je delikatnie.
- Ty również.. - Posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów, który
tym razem był zarezerwowany tylko dla mnie.
- Musimy już iść, jesteśmy już spóźnieni. - Zacytował mnie i powoli
się ode mnie odsunął. Kiwnąłem głową i na powrót zacząłem się ubierać.

***
Tak jak się spodziewałem, utknęliśmy w ponad czterokilometrowym korku
i pod dom basisty dotarliśmy dopiero po godzinie. Uru wyszedł z
samochodu i szybkim krokiem podszedł do drzwi do których bez namysłu
zaczął się dobijać. Po paru minutach zobaczyliśmy Reitę i maleństwo
przytulającego się do jego boku. Kou przywitał się grzecznie i udał
się za nimi. Kiedy zdjął kurtkę, poczekał na mnie, żeby złapać mnie za
rękę i musnął moje usta swoimi. Próbowałem nie prychnąć, gdy Ruki
przewrócił oczami i wydął usta jak prawdziwa diva. Po chwili weszliśmy
do wielkiego salonu, całego udekorowanego balonami i kolorowymi
wstążkami, całymi pokrytymi brokatem (obstawiałem, że wystrojem zajął
się Matsumoto) oraz wielkimi zapasami piwa, pizzy i chipsów.
Rozejrzałem się po pokoju i od razu dostrzegłem znajome twarze. Shou i
Saga prowadzili ożywioną dyskusje z Kai'em, natomiast Reika za wszelką
cenę chciał rozweselić wiecznie obrażonego Yune.
Na początku rozmawialiśmy w podgrupkach, a głównym tematem była
oczywiście muzyka i różne wizje tworzenia jej. Po kilku piwach
atmosfera znacznie się rozluźniła i nawet Kazu zaczął odzywać się do
Takanori'ego, który kiedyś był na niego śmiertelnie obrażony.
Zastanawiało mnie tylko zachowanie Uruhy, który już od dłuższego czasu
patrzył na mnie z przesadnym zainteresowaniem i coraz częściej
doprowadzał do dość dwuznacznych sytuacji. Nie mówię o zwyczajnym
siadaniu na kolanach ani sporadycznym pocałunku, Shima najwyraźniej
czegoś ode mnie chciał, a jego ręka zdecydowanie za często lądowała
"przypadkowo" na moim kroczu. Podczas gdy dyskutowałem z Kazukim o
tym, gdzie najlepiej kupić gitarę elektryczną, kiedy Uru rzucił się na
mnie, prawie spychając mojego przyjaciela z kanapy.
- Kochanieee... - Usiadł poniżej moich bioder, zarzucając ręce na moja szyję.
- Eee... To ja was zostawię... - Kazuki spojrzał na mnie dziwnie i
zmył się zanim zdążyłem zaprotestować. Świetnie... Posłałem mojemu
chłopakowi zabójcze spojrzenie, którego to najwyraźniej bardzo
rozbawiło.
- Yuu... - Zamruczał cicho i otarł się o mnie. Z trudem stłumiłem jęk,
przygryzając wargi i rozglądając się po pokoju, czy przypadkiem nie
wzbudzamy zbyt dużego zainteresowania. Na szczęście napotkałem tylko
drwiący uśmieszek na twarzy wokalisty, reszta imprezowiczów była zbyt
zajęta piciem lub siłowaniem się.
- Kou, co cie napadło? - Zwróciłem się do szatana, który zaczął
okrężnie poruszać biodrami, wywołując u mnie przyjmie dreszcze.
Chłopak poderwał się nagle i zaczął ciągnąć mnie w stronę łazienki.
Ponowiłem pytanie, ale napotykając tylko jego zniecierpliwione i pełne
pożądania spojrzenie, zamilkłem i poszedłem za nim.
Kiedy zamknąłem za nami drzwi, poczułem usta Kouyou na swoim karku.
Czułem jak jego język bardzo powoli zjeżdża na moją szyję...
- Uru! - Krzyknąłem kiedy zaczął dobierać się do mojego paska.
- No co? - Przestał i uśmiechnął się prowokująco.
- Co cię opętało? I gdzie jest mój słodki i niewinny Kou? - Odgarnąłem
mu włosy z czoła.
- On tu nadal jest. - Powiedział i cicho zachichotał. - Ale jest też
Kou, który chce swojego Yuu...

- Wyszeptał i złączył nasze usta. Przylgnął do mnie, a ja czując
ciepło jego ciała, kompletnie zatraciłem się w tym pocałunku.
Byłem zaskoczony, że wszystko potoczyło się tak naturalnie, tak jakby
była to dla nas rutyna. Uruha hipnotyzował. Jego ciało, rumieńce na
twarzy, przyśpieszony oddech, ciche jęki... To wszystko sprawiło, że
przestałem się kontrolować, skupiając tylko na chłopaku pode mną.
Zamknąłem oczy kiedy zaczął rozdrapywać skórę na moich plecach.
- Yuu... - Usłyszałem jego szept koło mojego ucha. - Och... Yuu...
- Yuuu!
Powoli otworzyłem oczy, żeby spojrzeć na moją piękność.
- ?!! - Uniosłem wzrok i zobaczyłem pochylającego się nade mną
Takashimę, ubranego w moją bluzę i krótkie spodenki.
- No czemu tak na mnie patrzysz? Nie mogłem cię obudzić, a zrobiłem ci
herbatę... - Podał mi kubek.
- Dzięki... - Mruknąłem i wziąłem go od niego. Patrzył na mnie
wyczekująco, jednak ja nie byłem w stanie niczego więcej powiedzieć.
Miałem wielki mętlik w głowie.
- Ech... Będę w kuchni, gdybyś czegoś potrzebował.
Pokiwałem głową i spojrzałem na parę unoszącą się nad kubkiem.
Sen? To wszystko między nami to był jedynie nic nieznaczący sen? Na
domiar złego mój "przyjaciel" schowany w bokserkach domagał się
uwagi...
Zdezorientowany i cały obolały po nocy spędzonej na kanapie poszedłem
do łazienki.

***
- Właściwie to zapomniałem ci podziękować... Gdyby nie ty, pewnie
dalej bałbym się burzy. Tak więc dziękuję. I przepraszam... -
Powiedział i dokończył pić kawę.
Siedziałem w kuchni i słuchałem relacji Uruhy z poprzedniej nocy.
- Aoi?
- ...
- Aoi!
- Hm? - Podniosłem wzrok i dostrzegłem zirytowanie, malujące się na
twarzy mojego Shimy.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - Uśmiechnąłem się do niego.
- Ostatnio często ci się to zdarza. Powiedz... Nudzę cię?
- Oczywiście, że nie! - Spojrzałem mu w oczy i dopiero teraz
zauważyłem, że są lekko zaczerwienione i opuchnięte. - Tylko
zastanawiam się dlaczego płakałeś. Chłopak momentalnie spuścił wzrok i
odszedł od stołu.
- To tylko alergia. - Sięgnął po chusteczki i wytarł załzawione oczy.
- Widzisz?
Kiwnąłem głową, lecz doskonale wiedziałem, że kłamie. Może i był
świetnym kłamcą, ale ja znałem go zbyt dobrze, by dać się mu oszukać.
Miałem jednak zasadę: nigdy nie wywierać presji, jeśli ktoś nie chce
lub nie może mi czegoś powiedzieć, tak więc nie pytałem o nic.
- Pójdę się położyć. - Usłyszałem i spojrzałem na gitarzystę.
- Jesteś zmęczony? A może chory? - Powoli do niego podszedłem.
- Nie, po prostu chciałbym się położyć. - Cały czas wpatrywał się w
podłogę, uważnie badając jej strukturę. Bez słowa delikatnie go
objąłem i poczułem ten cudowny zapach truskawek.
- To wystarczyło, żebym przywołał obraz jego, cicho jęczącego pode
mną. Zadrżałem lekko, a szatyn chyba to poczuł, bo szybko się ode mnie
odsunął. Spojrzałem na jego twarz i poczułem się co najmniej dziwnie.
Dotychczas zawsze pełen życia i uśmiechnięty Takashima, dzisiaj był
cichy i przygaszony, jakby zupełnie zapomniał jak okazywać emocje.
Drgnąłem kiedy cień dawnego Uruhy przeszedł koło mnie obojętnie.
Kouyou, dlaczego taki jesteś? Co się stało? Chcę cię
przytulić...Powtarzałem w myślach i patrzyłem jak powoli idzie do
sypialni, delikatnie kręcąc przy tym biodrami.
Zrezygnowany skierowałem się do salonu, ale obróciłem się, gdy
usłyszałem jego melodyjny głos.
- Byłbym zapomniał... Była tu dzisiaj Yuriko. Spałeś, więc otworzyłem.
Mówiła, że... że za Tobą tęskni... i... że jesteście ze sobą blisko,
dlatego zostawiła kopertę. Leży na stoliku, ale...
Dalszej części jego wypowiedzi już nie słuchałem.
Yuriko? Była tu? Ale przecież wyjechała, zostawiła mnie! Więc dlaczego
teraz wróciła i ośmieliła się tu przyjść? I jeszcze rozmawiała z
Uruhą, czyli...
- Twoje milczenie jest dla mnie wystarczającą odpowiedzią. -
Usłyszałem jego szloch.
- Co? Uru, ja...
- Wystarczy Shiroyama. Nie chcę, żebyś mi się tłumaczył. W końcu
jestem tylko, jak Ty to określiłeś?... A tak, zniewieściałym
transwestytą. - Uśmiechnął się przez łzy a ja jak kretyn stałem tylko
zszokowany, zupełnie nie wiedząc co mam mu powiedzieć.
Fakt pisałem z Riko o Kouyou, ale to było przecież miesiąc temu! Tylko
skąd ona mogła wiedzieć, że nasze relacje uległy zmianie, skoro
całkowicie zerwaliśmy kontakt...
- Shima, to nie tak... - Wyszeptałem ledwo słyszalnie.
- Myślałem, że jesteś inny... że mnie lubisz. - Skrzywił się, kiedy to
mówił. Podszedłem do niego i wyciągnąłem ręce w geście przytulenia.
- Uruś ja...
- Ja wychodzę. - Szybko się odsunął.
- Kou, proszę cię...
- Nie Yuu. Nie potrzebuję twoich bezsensownych tłumaczeń. - Syknął i
wybiegł z mojego mieszkania.
Zostałem sam. To wszystko potoczyło się za szybko...

                                            C.D.N.
___________________________________________________________________
Komentarze mile widziane ._.

sobota, 29 czerwca 2013

What hurts the most

Parig:Reituki
Typ: Oneshot 
Od autora: Kiedyś obiecałam komuś Reituki z opisem seksu...I dotrzymałam słowa xD Co prawda nie ma w tym jakiejś bardzo rozwiniętej fabuły,ale mam nadzieję,że mimo wszystko komuś się spodoba.
Dziękuję bardzo mojej kochanej becie,ze znalazła czas i wszystkim, którzy tu jeszcze zaglądają.
Tekst pisany kursywą to wspomnienia Ruki'ego.
__________________________________________________________________________
Patrzyłem spod grzywki jak uśmiecha się do niego z  miłością, o której ja tylko mogłem pomarzyć. Dokładnie śledziłem jego ręce dotykające ciało innego. Tak bardzo chciałem, żeby to ze mną się śmiał, to mnie dotykał, przytulał, kiedy tylko chciałem i jak chciałem.
Ale to tylko marzenie...
- Akira, dlaczego? - Wyszeptałem, patrząc jak czule całuje perkusistę. Siedzieliśmy w jego, a właściwie ich mieszkaniu i czekaliśmy na resztę, która oczywiście była spóźniona już dobre pół godziny. Odetchnąłem głośno i skuliłem się na fotelu, dalej obserwując parkę,która kompletnie nie zwracała na mnie uwagi. Przymknąłem oczy.

- Jesteś pijany Reita. - Powiedziałem, kiedy odsunął się i obdarzył mnie obrzydliwym, pijackim uśmiechem. Powinienem był być szczęśliwy, że wreszcie mnie pocałował, jednak to, że był wstawiony, wcale nie pomagało.
- Owszem, jestem. - Powiedział niskim, uwodzącym głosem, przez który przeszedł mnie dreszcz.
Na powrót przywłaszczył sobie moje usta, co wystarczyło,żebym kompletnie stracił dla niego głowę.
Podniosłem wzrok i jeszcze raz spojrzałem na blondyna. Zawsze mu zazdrościłem; był popularniejszy, przystojny, miły; taki jak każdy facet powinien być. Był doskonały pod każdym względem. Cholernie doskonały...
Zawsze chciałem być taki jak on. Kobiety w dalszym ciągu go pragnęły i zapewne ustawiały się do niego w długich kolejkach. W sprawach seksu również był lepszy. Doskonale wiedziałem, że sypiał już z niejedną,nawet niektóre jego znajomości trwały ponad dwa miesiące, podczas gdy ja musiałem codziennie patrzeć jak całuje i przytula inną lub innego czasem zapominając o mojej obecności.
A ja? Nie jestem nawet facetem, który mógłby powiedzieć o sobie "przystojny". Kiedy mój basista zapraszał do łóżka coraz to nowe osoby, ja robiłem to tylko raz z jakąś pijaną dziewczyną, która po wszystkim wyśmiała mnie i powiedziała, że nie jestem nawet w połowie tak dobry jak Reita. Prawda jest taka,że moja rola sprowadzała się tylko do robienia z siebie idioty, żeby tylko poprawić mu humor. Mimo kilku albo kilkunastu sprzeczek, wciąż byłem jego przyjacielem, więc nawet jeśli dziewczyny nie były mną zainteresowane, to musiały być dla mnie miłe. Szkoda, że nigdy nie przekonał się jak to jest...
Zaakceptowanie swoich uczuć względem jego osoby było dość trudne. Nigdy przedtem nie zakochałem sięw chłopaku, a pech chciał, że obiektem moich westchnień stał się mój przyjaciel. Po kilkunastu miesiącach w końcu to zaakceptowałem i nawet zdobyłem się na odwagę, aby powiedzieć mu o swoich uczuciach. Zrozumiał i od tamtego czasu był dla mnie bardzo czuły i troskliwy, jednak to wszystko. Nawet po wyznaniu mu prawdy nie  mogłem poprzestać o nim myśleć.

-Aki,ja nigdy jeszcze...Z chłopakiem...-Powiedziałem, kiedy całował mnie po szyi.

- Nie bój się, będzie ci dobrze jak nigdy w życiu... - Spojrzał mi w oczy i pogłaskał po policzku. Jęknąłem,gdy zjechał ustami na moje obojczyki i zaczął je lizać,podwijając mój T-shirt. Trzęsącymi rękoma, zacząłem rozpinać jego koszulę. Kiedy udało mi się tego dokonać, zacząłem powoli sunąć dłońmi po jego torsie. Po raz kolejny tego dnia nasze oczy spotkały się,jednak nie doszukałem się w nich żadnego prawdziwego uczucia. Wiedziałem ,że nie darzy mnie jakimś głębszym uczuciem, jednak postanowiłem ten jeden raz wykorzystać nadarzającą się okazję i pokazać mu jak długo na to czekałem.
Sapnąłem kiedy Reita stanął przede mną całkiem nagi. Nigdy dotąd nie widziałem jego ciała tak dokładnie. A było... Piękne. W jednej chwili zrozumiałem dlaczego był tak pożądany.
- Nie mam... - Zaczął, przed włożeniem sobie palców do buzi i poślinieniem ich.
- Nie mam kondomów... - Pchnął mnie na łóżko i położył rękę pomiędzy moimi nogami.
- Ale nie zajdziesz w ciążę, prawda? - Oblizał się perwersyjnie i wsunął we mnie pierwszy palec.
Westchnąłem głośno kiedy zaczął nim poruszać. Po paru minutach dołożył drugi, porządnie mnie rozciągając. Wyjmował palce i szybko wsuwał je z powrotem, a sądząc po jego minie, bardzo dobrze się bawił, podczas gdy ja czułem tylko dyskomfort i ból. Myślałem, że z czasem to uczucie minie, jednak w tamtej chwili jedynym czego chciałem, było to, żeby przestał.
- Reita... - Jęknąłem i przymknąłem oczy, gdy zaczął szybko poruszać palcami. Jeśli to była jedyna szansa,żeby być z nim tak blisko, to zamierzałem w pełni ją wykorzystać.
Zastanawiałem się jak po tym wszystkim będzie wyglądać nasza przyjaźń... Jeśli dalej będzie chciał być moim przyjacielem. 
Ciszę przerywały nasze przyśpieszone oddechy i mój krzyk, gdy poczułem jak powoli się we mnie wdziera. Suzuki zaczął powoli się poruszać, nabijając mnie na siebie raz za razem.
- Mmm... Jak ciasno! - Sapnął i przyśpieszył. Zacząłem dostosowywać się do jego tempa.
- Kotku.. . - Zaczął słodko i przygryzł moje ucho -Ujeżdżaj mnie...
Przełknąłem głośno ślinę i przytaknąłem, gdy tylko poczułem jak powoli ze mnie wychodzi i obraca nas na łóżku. W głowie miałem pustkę, jednak Reita chyba wyczuwając mój stan, delikatnie chwycił mnie za biodra.
- Nabij się... - Wyszeptał i zamknął oczy. Po paru minutach zdołałem przełamać strach i opuściłem się na jego erekcję. Poczułem lekki dyskomfort, ale przygryzłem tylko dolna wargę i spojrzałem na mojego kochanka.
- Rusz się! - Warknął i zjechał rekami na moje pośladki, mocno je ściskając. Westchnąłem pod wpływem jego dotyku i zacząłem powoli poruszać biodrami, stopniowo przyśpieszając.
- Ymm... O tak... - Usłyszałem kolejny przeciągły jęk blondyna, który uporczywie próbował wejść głębiej w moje obolałe ciało. Jego i moje jęki oraz dźwięk naszych ocierających się ciał działały na nas niezwykle pobudzająco. Nasze ruchy stawały się coraz bardziej chaotycznie i dzikie. Nigdy nie przypuszczałem, że mogę robić to tak szybko i tak mocno.
- Ach... Szybciej! - Poczułem jak gryzie moje ucho. Mruknąłem i spełniłem rozkaz basisty. Robiło się coraz goręcej, obaj zatracaliśmy się w tym cudownym doznaniu. Moje ciało przeszył dreszcz, kiedy poczułem jego wilgotne usta na moich. Pomimo tego co właśnie robiliśmy, całował mnie delikatnie i powoli. Nie odrywając się ode mnie, zrobił kilka bardzo mocnych pchnięć, celując prosto w moją prostatę, a przy ostatnim, przygryzł moją dolną wargę i wypełnił mnie szczęściem. Czując przyjemne ciepło, powoli rozlewające się we mnie również osiągnąłem spełnienie i opadłem wyczerpany na jego ciało. Rei bardzo delikatnie wyszedł ze mnie i przyciągnął do siebie. Znów mogłem poczuć jak jego silne ramiona obejmujące mnie w pasie.
- To był najlepszy orgazm jaki miałem... - Usłyszałem jego szept. - Kocham Cię, Kai...
Drgnąłem lekko i poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. To jedno zdanie wystarczyło, żeby cały mójświat runął. Spojrzałem na jego twarz. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Ja też cię kocham Akira. - Zdobyłem się na sztuczny uśmiech. Poczułem jeszcze jak bardziej mnie do siebie przyciąga i ze łzami w oczach patrzyłem jak zasypia.
-Ruki,a może ty wiesz gdzie Akira wczoraj był,hmm?-Zapytał podirytowany już lider.
Czyżby coś mnie ominęło?
- Aki, a może ty mnie zdradzasz? - Bardziej stwierdził niż zapytał. Drgnąłem nerwowo kiedy to powiedział i spojrzałem na zdziwioną twarz mojego kochanka.
- Skąd ten pomysł kochanie? - Przybliżył się do niego i ujął jego twarz w dłonie.
Zaraz mnie zemdli...
- Przecież, wiesz, że kocham tylko ciebie i nie chcę nikogo innego. - Dokończył, głaszcząc go po policzkach. Prychnąłem, nie powstrzymując już łez. Spojrzeli na mnie. 
Wtedy właśnie podjąłem najprawdopodobniej najgorszą decyzję w swoim życiu.
- Jego też będziesz oszukiwać? - Zwróciłem się do basisty, powoli wstając. -Kai, jak dużo wiesz o swoim kochasiu, hmm? - Przeniosłem wzrok na czarnowłosego. - Powiem ci coś... Nie jesteś jego pierwszym i nie ostatnim.
- Taka, w co ty pogrywasz? - Reita posłał mi mordercze spojrzenie i mocniej przytulił chłopaka, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że moje działania są kompletnie bezsensowne. Mimo to...
- Zdradził Cię. - Powiedziałem i tym samym pogrzebałem naszą wieloletnią przyjaźń.
- Matsumoto! Popierdo…
- "Ujeżdżaj mnie kotku"... Nie pamiętasz jak to mówiłeś?! Nie pamiętasz jak Ci było dobrze?! Jak mówiłeś do mnie "kochanie"?! - Warknąłem na blondyna, nie zwracając uwagi na łzy perkusisty.
- Akira, kochałem cię, wiesz?! A ty tylko to wykorzystałeś... I przy okazji zdradziłeś jego! -Krzyknąłem i po raz ostatni spojrzałem na  zszokowaną twarz basisty, po czym wybiegłem.Zatrzymałem się dopiero na parkingu pod naszą wytwórnią, pomału zdając sobie sprawę, że swoim zachowaniem mogę doprowadzić do końca istnienia The GazettE. A poza tym...
Brawo Ruki, właśnie rozwaliłeś związek swojemu najlepszemu kumplowi...
- Którym już nie jest. - Powiedziałem cicho, próbując jakoś się usprawiedliwić. Odpaliłem papierosa i  zacząłem powoli iść w stronę domu.
Kochał Kai'a, a ja jego... A teraz stracił nas obu.
To śmieszne. Miał wszystko, teraz nie ma nic.
Uśmiechnąłem się, kiedy drobne krople deszczu zaczęły spadać na moją twarz.
Po raz pierwszy od paru miesięcy uśmiechnąłem się,bo prócz smutku czułem też ogromną satysfakcję.  

Kto wie, może teraz ja mam szansę być szczęśliwy?

środa, 8 maja 2013

Nowe życie III

Part: III/?
Paringi: Dopiero się tworzą.
Uwagi: Ten part nie jest zbetowany, więc mogą pojawić się błędy,za które bardzo przepraszam.
Od autora: Tak, tak, powinniście mnie ukrzyżować za to,że tak rzadko wstawiam kolejne party...Ale proszę,zrozumcie,że mam teraz bardzo dużo pracy, a weny na razie jak nie było tak nie ma .__. Na szczęście coś jednak udało mi się napisać. Nie jest to zbetowane,więc z góry przepraszam za błędy i dziękuję tym,którzy tu jeszcze zaglądają.
Miłego czytania.______________________________________________


 Ruki

Pomimo wielu protestów moich i Akiry matka kazała zaprosić mi niezapowiedzianego gościa do mojego pokoju,ale nawet w obecności Kai'a,który przyszedł kilka minut po nim w pomieszczeniu nadal panowała dość niezręczna cisza.
-Ej co robisz?!-Krzyknąłem,kiedy blondyn wziął moją gitarę.
-A co? Zobaczyć nie mogę?-Uśmiechnął się kpiąco i zaczął stroić mój skarb,siadając na moim łóżku.
Nie,tego już było za wiele...
-Zabieraj swój  parszywy tyłek z moich poduszek!-Warknąłem i zacząłem powoli do niego podchodzić.
-Taka odpuść,nie warto. -Kai położył mi rękę na ramieniu i popatrzył na Reitę z dezaprobatą.
Bez słowa wyrwałem się kumplowi i gdy już miałem zabrać szmaciakowi moją własność ,stanąłem jak wryty.
Melodia którą grał była piękna... Idealna,wręcz stworzona dla tej piosenki...
Byłem w szoku jednak starałem się wyłapać każdy dźwięk,uważnie śledząc ruchy jego palców.
Nawet nie zarejestrowałem kiedy odłożył gitarę i sięgnął po notatki leżące na mojej szafce nocnej.
-A to co?-Spytał pod nosem i zaczął czytać. -Łącząc małe palce w przysiędze,powiedziałeś:"Jeszcze przez chwilę nie odchodź".Pewnego dnia znowu będziemy się śmiać. Niczym dwoje lu...-Ej,to moje!-Rzuciłem się na niego.
- No proszę...Widzę,że ktoś tutaj lubi pisać...-Uśmiechnął się,nie chcąc oddać mi kartek.
-Oddawaj to! -Krzyknąłem i z całej siły uderzyłem go w brzuch.
-O Ty mały...-Syknął i przewrócił mnie na łóżko. Jednym ruchem znalazł się nade mną,siadając na moich biodrach .  Chłopak zamachnął się, a mnie przeszedł dziwny dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
Na szczęście Tanabe zdążył zareagować i odepchnął go ode mnie. Poderwałem się szybko i stanąłem koło kolegi,podczas gdy Suzuki zbierał się z podłogi.
-Czy wy do cholery nawet na chwilę nie potraficie przestać?!-Brunet spojrzał na nas jak matka karząca swoje dzieci.
Spojrzałem  na Akirę. Mimo,że nigdy nie spotkałem tak denerwującego stworzenia,to jednak to jak na mnie usiadł... Podobało mi się.  W pewnym sensie on sam mi się...
-Hm?-Na całe szczęście moje rozmyślenia zagłuszył dźwięk dzwoniącego telefonu.
***

Uruha

-Nie zapominasz się?-Usłyszałem tuż przy swoim uchu.
-Aoi...-Jęknąłem cicho kiedy pociągnął mnie za włosy.
-Znowu mam nauczyć cię być grzecznym?-Powiedział z chorą satysfakcją w głosie i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź podniósł mnie i wepchnął na tylne siedzenia swojego samochodu.  Byłem jak sparaliżowany. Nie potrafiłem odsunąć się,gdy obdarowywał moją szyję pocałunkami,ani gdy zaczął rozpinać swoje spodnie.
Nie chciałem tego,nie chciałem...
Ale bałem się co może zrobić kiedy odmówię. Spojrzałem w jego ciemne oczy,w których wyraźnie kryło się dzikie pożądanie.
-Kou nie bój się mnie...-Szepnął mi do ucha i mocno je przygryzł,zsuwając ze mnie spodnie wraz z bokserkami.
Nie krzyczałem kiedy we mnie wchodził,chciałem pozostać obojętnym na to wszystko. Mimo to chłopak nade mną doskonale wiedział jak wydobyć dźwięk z mojego gardła.
-Yuu...-Westchnąłem kiedy uderzył w moje najczulsze miejsce. Z satysfakcją słuchał moich jęków i błagań o więcej.
Nienawidziłem jego uśmiechu,dotyku, wszystkiego co było z nim związane.
-Nie nie nie! Ja tego nie chcę!-Krzyczałem w myślach,kiedy moje ciało wyginało się przy każdym mocniejszym jego ruchu.
Czułem jego przyśpieszony oddech na swojej skórze i ręce sunące po moim rozgrzanym ciele. Nie protestowałem kiedy bezkarnie gwałcił moje wnętrze. Postanowiłem całkowicie mu się oddać, ignorując ból jaki mi sprawiał.
Nie musiałem czekać zbyt długo. Po paru minutach usłyszałem jego stłumiony jęk i poczułem jak mnie wypełnia.  Wyszedł ze mnie, a ja  opadłem bezwładnie na siedzenia,czując że resztki sił właśnie mnie opuszczają.
Nawet nie wiem kiedy czarnowłosy zdążył się ubrać i  usadowić na przednim siedzeniu. Ruszył  nie obdarowując mnie nawet jednym spojrzeniem... Traktował  jak jakąś dziwkę która skończyła swoją "pracę".
Ale czy tak  nie było łatwiej ?
 Powoli usiadłem,czując ból w dolnych partiach ciała.Nie chciałem! Ale nie potrafiłem przestać...
Spojrzałem na czarnowłosego chłopaka.
Kim ty jesteś Yuu?
Uśmiechnąłem się pod nosem i przymknąłem oczy.
Nie wiem ile trwała droga powrotna ale gdy tylko usłyszałem jego głos, otworzyłem oczy i zacząłem się rozglądać. Było już ciemno ale rozpoznałem swój dom.
-Kochanie jesteśmy...-Shiroyama spojrzał na mnie wyczekująco. Odetchnąłem głęboko i wyszedłem z auta,ale gdy próbowałem zrobić pierwszy krok straciłem równowagę i gdyby nie Aoi, zapewne kolejny raz tego dnia miałbym bliskie spotkanie z betonem. Przez chwilę nasze spojrzenia spotkały się,a później poczułem smak jego ust.  Powoli zaczynałem zastanawiać się nad uzależniającymi właściwościami Shiro. Na pewno atakowały serce, ale czy mózg też?
 Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
-Do zobaczenia ślicznotko...-Zamruczał mi do ucha i powoli się ode mnie odsunął. Spojrzałem na niego ostatni raz i pozwoliłem łzom swobodnie  spływać mi po policzkach,dopiero gdy jego samochód zniknął za zakrętem.
***

Ruki

Przeniosłem wzrok na mojego blond "gościa",kiedy w końcu raczył odebrać dzwoniący od dłuższego czasu telefon.  Spojrzałem porozumiewawczo na Tanabe. Obaj doskonale wiedzieliśmy kto dzwoni.
-Jasne zaraz będę.-Powiedział po dłuższej chwili i rozłączył się.
-Czyżby to była nasza kochana modelka?-Zapytałem, nie potrafiąc się powstrzymać.
-A co? Zazdrosny jesteś?- Akira uśmiechnął się wrednie i posłał mi całusa.
Jeśli za chwilę nie wyjdzie,to nie ręczę za siebie...
-Ależ nie...Po prostu nie wiedziałem,że robisz za jego niańkę przez 24 godziny na dobę.-Odpyskowałem.
-To może ty również potrzebujesz opiekunki maluszku?-Uśmiechnął się kpiąco.
Ach,gdyby tylko mój wzrok potrafił zabijać...
-To na razie Kai.-Zwrócił się do bruneta.
Prychnąłem,widząc jak Yutaka obdarowuje go swoim firmowym uśmieszkiem.
-Leć już lepiej do swojej księżniczki. Może jej korona z głowy spadła?-Syknąłem i pokazałem szmaciakowi środkowy palec. Nie odpowiedział, a ja z uśmiechem patrzyłem jak trzaska drzwiami.
-Mógłbyś sobie czasami darować...-Usłyszałem za sobą.
-Mógłbyś przestać już bawić się w moją matkę.-Odwróciłem się powoli i spojrzałem na przyjaciela. Dopiero teraz zauważyłem,że ma pomalowane na czarno oczy i lekko rozczochrane włosy.
Mmm...Czyżby w moim słodkim i niewinnym Kaiu nareszcie obudził się buntownik?
Oblizałem się mimowolnie, co nie uszło jego uwadze.
-Taka,co się tak gapisz?
-A od kiedy ty się malujesz?-Spytałem, dalej badawczo mu się przyglądając.
-Etto...W sumie to od niedawna...-Gdy to mówił na jego policzkach pojawiły się rumieńce. -...A co?
-A nic... Pasuje ci.-Słysząc komplement jeszcze bardziej się speszył.
-Dzięki..A tak w ogóle to możesz mi wreszcie powiedzieć jaki był cel mojej wizyty?-Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
 No tak, przecież przez tego dupka prawie zapomniałem o prawdziwym celu zaproszenia tutaj kumpla. Uśmiechnąłem się pod nosem i powoi do niego podszedłem.
-Cóż...Po prostu chciałem spędzić z tobą miły wieczór...-Usiadłem mu na kolanach,przez co doskonale widziałem szok malujący się na jego twarzy.
-...A może i noc...-Wyszeptałem mu do ucha.
***
Uruha
Stałem na dworze już dobre pól godziny,gdy wreszcie go zobaczyłem .
Reita podbiegł do mnie i mocno przytulił, a ja wtuliłem się w niego ufnie.
-Kouyou...-Zaczął uspokajająco głaskać mnie po plecach.-Biegłem do ciebie najszybciej jak potrafię. On... Zrobił ci coś?
Wzdrygnąłem się,wciąż mając przed oczami obraz podnieconego do granic możliwości Yuu.
Nie potrafiłem wydusić słowa. Wstydziłem się sam przed sobą przyznać co z nim robiłem. Rei najwyraźniej zrozumiał i o nic już nie pytając, złapał mnie za rękę i skierował w stronę  domu.
Kiedy tylko znaleźliśmy się w moim pokoju,bez słowa położył moje wymęczone ciało  na łóżku,a sam usiadł obok . Po moich policzkach powoli zaczęły spływać łzy,przez co jego reakcja była natychmiastowa; położył się koło mnie i delikatnie przytulił.
Z czasem jego uścisk przybierał na sile,stawał się bardziej intymny,dzięki czemu wreszcie  odważyłem się  podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Siedzieliśmy w ciszy,przerywanej tylko naszymi oddechami. Coś tak błahego jak słowa nie było nam potrzebne.
Atmosfera zrobiła się nieco napięta, gdy trzęsącą się ze zdenerwowania ręką bardzo delikatnie pogłaskał mnie po policzku, jakby obawiał się,że połamię się pod wpływem jego dotyku.  Blondynek uśmiechnął się do mnie ciepło,jednak na tym się nie skończyło. Powoli przybliżył swoją twarz do mojej,wręcz czułem jego ciepły oddech na policzku.  Jedno spojrzenie i wiedziałem już co zamierza.
Pocałował mnie. Z początku był to bardzo delikatny,wręcz motyli pocałunek,jednak z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny.
Dzwoniło  w uszach i kręciło mi się w głowie,jednak nie chciałem,żeby teraz przestawał. Po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś całował mnie z taką...Tęsknotą?
Jęknąłem głośno,czując jak okrywa mnie swoim ciałem,a jego ręce powoli suną po moich udach.  Wciąż miałem przed oczami twarz Aoi'a,wykrzywioną w kpiącym uśmieszku zaraz po nazwaniu mnie dziwką.  Może faktycznie znał mnie lepiej niż ja siebie samego?
Wydałem z siebie ciche westchnięcie ,kiedy Akira wsunął język do wnętrza moich ust. Jego ręce z moich ud powoli zsunęły się na pośladki, przez co tylko się spiąłem. Może powinienem zareagować wcześniej,ale nie potrafiłem mu się oprzeć. Dopiero gdy dał mi mocnego klapsa,odepchnąłem go od siebie i usiadłem próbując wyregulować oddech.
-Przepraszam,poniosło mnie...-Usiadł koło mnie,posyłając mi przepraszające spojrzenie. Odetchnąłem głęboko i zdobyłem się na uśmiech.
-Nic się nie stało. W końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi...-Specjalnie zaakcentowałem ostatnie słowa.
-Oczywiście.-Uśmiechnął się łobuzersko i objął mnie w pasie.-TYLKO najlepszymi przyjaciółmi.- Zamruczał mi do ucha.

__________________________________________________
~~Szukam stałej bety...

poniedziałek, 4 marca 2013

Harajuku


Oneshoot 
Paring: ?xUruha 
Od autora: Ohayo minna! Wreszcie coś wstawiam,heh? .__. Przepraszam wszystkich za ten zastój,ale brak chęci,weny i czasu zrobił swoje. Oczywiście,dokończę te wszystkie opowiadania, co prawda powoli,ale dokończę. Ten króciutki shot jest czymś w rodzaju rozgrzewki po tak długiej przerwie. 
Podziękowania należą się też Midziakowi, która dała mi ogromną motywację. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. :) 
Uwagi:Brak bety (co za tym idzie,mogą pojawić się błędy)/INTERPRETACJA DOWOLNA
Wiem,że to jest bardzo chaotyczne,ale starałam się to przedstawić w najbardziej realistyczny sposób.
_________________________________________________________________________
Harajuku.
Dzielnica.
Otwarta przestrzeń.
Miejsce gdzie może przyjść  każdy,a gdzie spotkaliśmy się tam właśnie my.
Tylko mały kawałek chodnika, na którym teraz stoję utwierdza mnie w przekonaniu,że do końca nie zwariowałem...
Że byłeś tu ze mną...
Uśmiecham się,ale to już nie jest ten sam uśmiech co kiedyś. Już nawet młode dziewczyny lubujące się w stylu oshare-kei przestały mnie zaczepiać i pytać czemu tu jestem. Zresztą kto po dwóch miesiącach codziennego oglądania jakiegoś dziwaka przesiadującego ciągle w tym samym miejscu,interesował by się jego losem? Ostatnio tylko jakaś staruszka zapytała mnie,dlaczego stoję tu sam. Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Spuściłem głowę,a ona tylko pokiwała głową i odeszła. Czyżby rozumiała? Jakim cudem,skoro nawet ja nie jestem w stanie.
Spojrzałem na gałęzie sakury rosnącej 2 metry ode mnie.
Pogubiłem się w tym.
***
-Uru-kun?...-Bicie  mojego serca gwałtownie przyśpieszyło,na dźwięk twojego głosu,niesłyszanego  już od dwóch miesięcy. Powoli odwróciłem się,z udawaną niechęcią na twarzy. 
-Czego?-Syknąłem przez zaciśnięte zęby. 
Jak wielki masz tupet,żeby w ogóle pokazywać mi się na oczy?! Zwłaszcza po tym jak jasno dałeś mi do zrozumienia,że moje uczucia nic dla ciebie nie znaczą,ja nic nie znaczę. Co więcej...Brzydzisz się mną.  
-Przejdziemy się?-Bardziej stwierdziłeś niż zapytałeś. Stwierdziłeś? ...Nie... Ty po prostu rozkazałeś, a ja jak zwykle ci uległem,klnąc w myślach na swoją asertywność.  
Szliśmy w ciszy,jednak cały ten czas czułem na sobie twój wzrok. Biłem się z myślami... Z jednej strony chciałem uciec od ciebie jak najdalej,z drugiej jednak chciałem usłyszeć co masz mi do powiedzenia. 
Zbyt zajęty wewnętrznymi rozterkami nawet nie spostrzegłem kiedy dotarliśmy do parku Inokashira,gdzie jak zawsze panowała idealna cisza. 
Spojrzałem na ciebie.Ty również  uważnie mi się przyglądałeś,jednak przez głębie twoich oczu nie potrafiłem wywnioskować o czym myślisz.
Po parunastu minutach ciszy, w końcu odważyłeś się odezwać.
-Pamiętasz o czym rozmawialiśmy,jak...-Zacząłeś niepewnie,jednak przerwałem ci,czując nagły przypływ smutku i żalu jednocześnie.
-Naszą ostatnią rozmowę?! To jak się wtedy czułem?!Czy to jak się na mnie wypiąłeś?!-Warknąłem głośno. 
Kiwnąłeś głową,zamyślając się.
 Nie wiem co zdenerwowało mnie do tego stopnia,że zacząłem krzyczeć. Twój brak skruchy czy  pewność siebie,która towarzyszyła ci nawet w takich sytuacjach jak ta. Zacząłem po kolei wyrzucać to,co dusiłem w sobie przez tak długi czas,a ty tylko cały czas stałeś i spokojnie czekałeś aż skończę. 
-Nienawidzę cię.-Zmęczony natłokiem słów i myśli, upadłem na kolana,cicho łkając. Nie mówiąc nic,podniosłeś mnie i mocno przytuliłeś,a ja nie mając siły cię odepchnąć,zacząłem napawać się twoim zapachem.
-Przepraszam.-Wyszeptałeś.
Zamrugałem kilkakrotnie,nie wierząc w to co właśnie usłyszałem.
Ty...Przeprosiłeś...Mnie? 

Spojrzałem w twoje ciemne oczy,w których nie zobaczyłem obrzydzenia, tylko...Uczucie?
Wtedy właśnie powiedziałeś te dwa słowa,które tak bardzo pragnąłem od Ciebie usłyszeć. 
Zdrętwiałem,jednak twoje miękkie usta idealnie przylegające do moich skutecznie mnie ocuciły. Powoli szok przeradzał się w namiętność,która wplotła się do naszych pocałunków. 
Gdy zabrakło nam powietrza,a puls stawał się stanowczo za szybki, niechętnie się od siebie oderwaliśmy. Po dłuższej chwili ciszy,przerywanej jedynie naszymi nieregularnymi oddechami,złapałeś mnie za rękę i od tamtej pory starałeś się jej nie puszczać.

***
Skoro to tam powiedziałeś mi o swoich uczuciach,to dlaczego to nie tam przesiaduję?
Odpowiedź jest tak banalnie prosta,ale jednak zbyt skomplikowana,żeby każdy normalny człowiek mógł ją zrozumieć.
Skoro to miejsce jest dla nas tak ważne,niech takie zostanie. Gdybym teraz tam poszedł,mógłbym bez trudu zniszczyć jego wyjątkowość,czując jedynie żal.
Nie pamiętam już  ilości przepłakanych nocy,czekając,aż wrócisz do domu. Jak wiele razy próbowałem  się do ciebie przytulić,pocałować,dotknąć jednak ty zawsze mnie odpychałeś.
Pewnego dnia  powiedziałeś,że musisz wyjechać. Że to dla ciebie życiowa szansa. Nie pytałem o nic,zmuszając się do uśmiechu. Starałem cieszyć się twoim szczęściem,wiedząc już wtedy, że mogę rozkoszować się nim po raz ostatni...
Powinienem być wtedy większym egoistą,nie pozwolić ci wyjechać,ale skoro obiecałeś...
Obiecałeś,że wrócisz po mnie,jednak nie sądzisz że za długo już czekałem?...Wciąż czekam,choć dobrze wiem,że  ten rozdział w moim życiu został brutalnie zamknięty.
Każdego dnia,powoli wstaję,otrząsam się,patrzę w lustro i widzę cień człowieka którym byłem. Wciąż mam w głowie dwa słowa,które czule szeptałeś mi do ucha.
Na ile były prawdziwe? Tego nie wiem. Wystarczyły jednak,żeby zostawić trwały ślad w mojej psychice.
Tak własnie wygląda moja rzeczywistość...
A właściwie wyglądałaby,bo dziś już nie wstałem.
...
Zastanawiam sie tylko,jak bardzo zdesperowany byłem,że teraz czuję na sobie dotyk twoich ciepłych dłoni

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowe życie II


Paringi: Dopiero się tworzą...
Part: II/?
Beta: Ina
Od autora: Przepraszam,że Was ostatnio zaniedbuję, ale postaram się poprawić ;w; Dziękuję bardzo mojej kochanej becie, która zawsze znajduje czas i dzielnie poprawia te moje wypociny <3 
Mam nadzieję że Wam się spodoba.
Enjoy.____________________________________________

                                                              Uruha
Co chwila spoglądałem na siedzącego obok mnie czarnowłosego chłopaka, który od czasu do czasu uśmiechał się pod nosem. Wciąż przeklinałem w duchu swoją dotychczas wypominaną mi przez Reitę "asertywność"
-Ugh...-Jęknąłem cicho, kiedy ponownie mną zarzuciło. Aoi prowadził jak wariat i przed chwilą o mało co nie rozjechał starszej kobiety, która była łudząco podobna do babci Akiry.  Chciałem zwrócić mu uwagę, jednak w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Nie zdążyłem przecież zapomnieć, że chłopak jest strasznie wybuchowy, a jego reakcji nie sposób przewidzieć.
Mam tylko nadzieję, że nie wrócimy z tej przejażdżki w czarnych workach. Mocniej zacisnąłem ręce na pasie, co nie uszło uwadze kierowcy.
-Przepraszam. Powinienem bardziej na ciebie uważać.-Usłyszałem jego cichy, lekko zachrypnięty głos. Odruchowo podniosłem głowę i napotkałem jego pełne troski spojrzenie.
-Lepiej patrz na drogę.- Powiedziałem cicho, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa. Skinął tylko głową i przyśpieszył, przez co wbiło w mnie w fotel. Przez następne kilkanaście minut nie odzywaliśmy się do siebie, chociaż przez całą drogę czułem na sobie jego przenikliwy wzrok. Bezmyślnie wpatrywałem się w widoki za oknem, w pewnym momencie zauważając, iż za chwilę wyjedziemy z miasta.
-Aoi?
-...
-Aoi!
-Hm? Wybacz, zamyśliłem się.-Powiedział i obdarował mnie jednym ze swoich firmowych, sztucznych uśmieszków, którego nie odwzajemniłem.
-Dokąd ty mnie wieziesz?-Miałem nadzieję, że głos zbytnio nie zadrżał mi, kiedy to mówiłem.
-Zobaczysz. Ale spokojnie, byliśmy tam. Jednakże to było wieki temu.-Znów spojrzał mi w oczy.
-Uru, ty się mnie boisz?- Dodał przerywając tę nieznośną ciszę.
Nie odpowiedziałem. Jedyne, co w tamtej chwili mogłem zrobić, to uciec wzrokiem. Przecież gdybym się go nie bał nie byłoby mnie tu. Ale czy aby na pewno?...
Znów mną szarpnęło i jakimś cudem uniknąłem zderzenia z przednią szybą. Cholera, czy on musi tak gwałtownie hamować?
Spojrzałem na niego. Cały czas lustrował mnie wzrokiem.
-Boisz się mnie?...-Bardziej stwierdził niż zapytał. Nawet nie wiem, kiedy jego twarz znalazła się tak blisko mojej.
-Yuu, co ty...
-Nie bój się.-Wyszeptał mi do ucha.-Przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę.-Musnął kącik moich ust, a moje ciało zareagowało od razu. Przymykając oczy, poczułem przyjemny dreszcz  przechodzący wzdłuż kręgosłupa.
-Prawie zapomniałem jak słodko się rumienisz.-Uśmiechnął się smutno.
Byłem rozdarty. Z jednej strony tak strasznie chciałem mu wierzyć, przytulić się, pocałować, obudzić koło niego po długiej i męczącej nocy. Chciałem tego wszystkiego, chociaż dobrze wiedziałem, że nie da  się cofnąć czasu, a uczucie, którym kiedyś się darzyliśmy, jest tylko miłym, jednak bolesnym wspomnieniem, zbyt świeżym by o nim mówić.
Musiałem się pogodzić z tym, że kolejne zapewnienia, nigdy nie znajdą pokrycia.
-Bo przecież ty zawsze łamiesz obietnice, prawda Yuu?- Powiedziałem przez zaciśnięte usta niemal bezgłośnie.
-Mówiłeś coś?-Spytał, kiedy ruszyliśmy.
Pokręciłem głową, prosząc o to, żebyśmy jakimś cudownym sposobem nie rozwalili się na następnym zakręcie.
Po jakiś 10 minutach Aoi zjechał na pobocze i zgasił silnik. Spojrzałem w okno. Mimo tego, że zrobiło się już całkiem ciemno, rozpoznałem to miejsce. Nie dając nic po sobie poznać wysiadłem z auta. Spróbowałem zrobić kilka kroków, jednak gdyby nie Shiroyama, który nagle znalazł się przy mnie, najpewniej zaliczyłbym kolejny upadek.
-Cholera.-Syknąłem cicho. Czemu ja zawsze muszę sobie coś zrobić?
-Boli cię?- Chłopak w dalszym ciągu mnie trzymał.
-Trochę.
 -W takim razie...-Jednym ruchem wziął mnie na ręce.
-Nie musisz.-Spojrzałem mu w oczy.
-Ale chcę.- Delikatnie musnął ustami mój policzek.
Szliśmy już dobre 15 minut w absolutnej ciszy, aż w końcu poprosiłem Aoi'ego, żeby mnie puścił. Zacząłem powoli iść, a właściwie kuśtykać, wciąż podtrzymywany przez mój dawny obiekt westchnień. Przystanęliśmy dopiero pod wielką sakurą, która kołysała się z każdym mocniejszym podmuchem wiatru.
Drgnąłem czując, jak Yuu obejmuje mnie w pasie.
-Pamiętasz to miejsce?-Jego oddech drażnił moją szyję.
 Jak mógłbym zapomnieć?
                                                                                ***
                                                                                Ruki
Po powrocie do domu, bez słowa poszedłem do swojego pokoju i trzasnąłem przez przypadek uderzając Sebu. Eh, trudno. Chciałem w końcu zaznać trochę spokoju w tym wielkim domu, a obecność psa na pewno nie ułatwiłaby mi tego.  Z niechęcią spojrzałem na zegar, który tak naprawdę był znienawidzonym przeze mnie budzikiem.
17:36... Hm...Czy matka mówiła, że znów musi zostać do późna? A może pojechała gdzieś z ojcem? Zakupy? Jeśli tak, to by znaczyło, że już kolejny raz o mnie zapomnieli. A zresztą...Pierdolę to.
Tylko potem niech nie oczekują, że będę się do nich odnosił z szacunkiem, skoro oni mają mnie gdzieś.
Z niechęcią wstałem i udałem się do łazienki odganiając przy tym psiaka. 
-Nie dzisiaj mały.-Mruknąłem cicho. Sebu chyba nawet mnie zrozumiał, bo wreszcie przestał plątać mi się pod nogami.
Nawilżyłem pace i najdelikatniej jak umiałem wyjąłem soczewki.
-Kurwa..-Syknąłem cicho widząc krwistoczerwone ślady wokół tęczówek. Jeśli tak dalej pójdzie to stracę wzrok już przed 30…
 Zamrugałem kilkakrotnie próbując odzyskać zdolność widzenia w drugim oku. Po kilku, a może kilkunastu minutach męczenia oka, stwierdziłem, że muszę sięgnąć po bardziej radykalne środki.
Wróciłem więc do pokoju i sięgnąłem do szafki wyjmując z niej o zgrozo… Okulary, które dostałem zaraz po tym, jak stwierdzono u mnie wadę wzroku, ale tylko na prawe oko. Wyglądałem w nich jak jakiś frajer albo, co gorsza kujon, którym w żadnym wypadku nie byłem. Po dłuższym wahaniu, odetchnąłem głęboko i założyłem to cholerstwo. W tamtej chwili naprawdę chciałem stłuc lustro, ale nie zrobiłem tego, stwierdzając, że bandaże niekoniecznie pasują do mojego wizerunku.
Zniechęcony opadłem bezwładnie na łóżko, po czym założyłem słuchawki.
Heh, drugi raz tego dnia przypomniała mi się moja babcia, która za każdym razem, gdy widziała mnie z tą „naroślą na uszach” robiła mi awanturę, uparcie twierdząc, że „zabijam sobie słuch”. Szczere mówiąc czasem mi jej brakuje…Odetchnąłem głęboko, wciąż wpatrując się w przestrzeń. Powoli zaczynało robić się ciemno, jednak dla mnie włącznik światła był stanowczo za daleko. Nie wiem ile czasu tak przeleżałem, lecz dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że leżę w całkowitych ciemnościach, wsłuchany w głos Ryuichi’ego. Znudzony do granic możliwości zacząłem szukać  telefonu, który znalazłem już po 5 minutach. Wybrałem numer do Kai’a, próbując nie przewrócić się, kiedy manewrowałem pomiędzy porozwalanymi na podłodze ubraniami i zeszytami. Odebrał po 3 sygnałach. -Tak, Ruki? -Skąd wiedziałeś, że to ja? – Prawie potknąłem się o jedną z książek. Wypadałoby tu w końcu posprzątać…-Hm, zastanówmy się…- Może, dlatego że podałeś mi swój numer? Poza tym znam Cię bardzo dobrze i pamiętam, iż nigdy nie uczysz się przed 22.-No tak…Wybacz, zapomniałem, że rozmawiam z Tanabe, a nie z jakimś pierwszym lepszym chłopakiem. Masz całkiem dobrą pamięć staruszku.- Zaśmialiśmy się. -Dokładnie. A tak w ogóle to, w jakiej sprawie do mnie dzwonisz?
-Chciałem Cię zapytać czy nie masz czasem ochoty do mnie wpaść.- Powiedziałem uwodzicielskim tonem.
-Yyyy, …Ale tak teraz? -Yhm. No, bo wiesz, w sumie mieszkam tylko dwie ulice dalej, a mi się tak straaasznie nudzi… -Jęknąłem znacząco.  -No sam nie wiem…Jutro kartkówka z arytmetyki…- Nie, nie powinieneś Kai i chyba nawet wiem, jak Ci to uświadomić…
-Oj, no proszę Cię! Kupię Ci 3 słoiki majonezu…
-….Będę za 15 minut.
-Tak? Świetnie!- Udawałem zaskoczonego, że jednak się zgodził.  Wreszcie dotarłem do tego pieprzonego włącznika.
-No to do zobaczenia.
-No, czekam! Rozłączyliśmy się.
Po parunastu minutach względnego sprzątania pokoju, usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu. No tak przecież, od kiedy pamiętam, Yutaka nie potrafił pukać jak normalny, cywilizowany człowiek. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na korytarz, chcąc rzucić się na kumpla, jak parę ładnych lat temu. Taki kiedyś był nasz sposób witania się, czasem bolesny, ale jednak nasz.
Stanąłem jak wryty, a uśmiech towarzyszący mi przez ostatnie dwadzieścia  minut zniknął.
Koło drzwi wejściowych stał nie kto inny, tylko Reita, a koło niego moja matka i jakaś kobieta.
Blondyn posłał mi kpiący uśmieszek.
-Co Ty tutaj do cholery robisz?- Zwróciłem się do niego, niemalże krzycząc.
                                                                     ***
                                                                   Uruha
Było zimno, ciemno, a dodatkowo właśnie rozpętała się burza. Byłem cały przemoczony i bałem się. Cholera, bardzo się bałem…
Zacząłem trząść się z zimna, jednak wciąż wpatrywałem się w postać ciemnowłosego chłopaka, który łaskawie się zatrzymał.
-Co ty powiedziałeś?- Spytał, powoli się odwracając.
-Kocham cię.- Powiedziałem ledwo słyszalnie i spuściłem głowę. Nogi pomału odmawiały mi posłuszeństwa, więc postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
-Kocham cię Yuu! Nie rozumiesz?! Kocham..-Krzyknąłem zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałem na Shiroyamę przez łzy.
-Kocham cię…-Upadłem na kolana, czując, że nie dam rady dłużej stać.
-Kou-chan…- Nawet nie wiem, kiedy znalazł się przy mnie. Bez słowa rzuciłem się mu na szyję, tak jak to miałem w zwyczaju.
-Kouyou, nie płacz. Naprawdę muszę..
-Nic nie musisz…- Warknąłem, mocniej do niego przylegając. Odetchnął głęboko.
-To nie tak, że nie chcę… Ale dobrze wiesz, że nie możemy. – Poczułem jak uspokajająco głaszcze mnie po plecach.
-Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.-Syknąłem, czując kolejne łzy, spływające mi po policzkach.
-Bo nie sądziłem, że to tak na poważnie…
Odsunąłem się gwałtownie, prawie go odpychając. Dopiero wtedy do mnie dotarło. On cały czas myślał, że to tylko przelotne uczucie. Traktował mnie jak zabawkę. Pozwolił, żebym się w nim zakochał, podczas gdy doskonale wiedział, że..
-Uruha? Chciał odgarnąć mi grzywkę z oczu, ale odtrąciłem jego dłoń w połowie drogi.
-Dobrze, idź. Droga wolna. Skoro ty…A zresztą, nieważne. Po prostu idź już. –Miałem nadzieję, iż deszcz zdołał ukryć moje łzy. Nie chciałem okazać słabości, już nie.
-Skoro, co?- Zapytał, krzyżując ręce na piesi. Czy nawet w takim momencie, nie potrafił odpuścić? Odetchnąłem głośno.
-Skoro ty nic nie czujesz, to nie widzę sensu, żebyś zostawał. Nic cię tu nie trzyma. Myślałem, że twoje uczucia względem mnie są szczere, ale najwidoczniej przeliczyłem się. Przepraszam, zapomnij o tym, co mówiłem.- Próbowałem zignorować ścisk w gardle, jednak on cały czas przybierał na sile. Nie mogłem nawet na niego spojrzeć, bojąc się, że zrobię coś, czego potem będę żałować.
-Błagam, idź już. -Wychrypiałem cicho.-Nie chcę cię ju…
Shiroyama przerwał mój monolog zaborczym pocałunkiem. Był krótki, ale wystarczający, żeby moje serce znów przyśpieszyło, a policzki oblał rumieniec.
-Dalej uważam, że nie powinniśmy.- Powiedział, patrząc mi w oczy.
-Też tak sądzę.- Na powrót złączyłem nasze usta.

                                                                        ***
-Nie pamiętam.-Powiedziałem chłodno. Nie po to dusiłem to uczucie przez cały ten czas, żeby teraz dać mu upust.
-A może to tutaj zafundowałeś Saki'emu kulkę w łeb?!-Krzyknąłem.
Chwilę później leżałem na ziemi, trzymając się za czerwony policzek. 


                                                                         ***

                                                                    T.B.C.


Napiszcie proszę jaki paring byście chcieli w tym opku ^^